Atmosfera WOŚPu

Bardzo dużo czasu minęło od kiedy pomyślałam, że chciałabym zostać wolontariuszem podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Początkowo nie wiedziałam jak się za to w ogóle zabrać, później na świat przyszły dzieci, które mnie trochę uwiązały – tak mi się przynajmniej wydawało. Jeszcze później dojrzałam do tego żeby zabrać ze sobą dzieci, ale akurat byłam w szkole tego dnia. W tym roku w końcu nastąpiła pełna mobilizacja. Najpierw wysłałam zapytanie czy takie małe dzieciaczki też mogą chodzić. Jak się okazuje wcale nie takie małe 😉 (moje dzieci wcale nie były najmniejsze 🙂 ) Później już tylko musiałam zorganizować odpowiednie zdjęcia i wypełnić formularze. Dalej wszystko poszło samo 🙂

Jak było?

Tak, że jestem pewna, że jeśli nic mi nie przeszkodzi to będę kwestować co roku razem z dzieciaczkami 🙂

Początek mieliśmy średni, bo pierwszy pan którego spotkaliśmy tuż po godzinie 9 stwierdził, że jak tak można takie małe dzieci męczyć. Uśmiechnęłam się tylko współczując mu nastawienia i poszliśmy dalej.

A dalej było już tylko coraz lepiej.

Do puszek wrzucają najprzeróżniejsi ludzie. Już na poranny spacer z psem wybierają się z monetami w kieszeniach. Dzieci mają radość z mijania psów. Właściciele czworonogów są bardzo entuzjastycznie nastawieni do dzieci z puszkami.

Ze względu na młody wiek i wczesną godzinę średnio co 40 min musieliśmy robić przerwę na dogrzanie się 🙂 Ciepła herbata w termosie to świetne rozwiązanie.

Później mijaliśmy ludzi idących do kościoła. Wielu z nich również bardzo entuzjastycznie podchodziło do dzieci i wrzucali im pieniążki.

Wrzucali i ludzie ubrani w płaszcze z najnowszych kolekcji, na które pewni mnie nie stać. Wrzucali ludzie zupełnie przeciętni. Wrzucali ludzie starsi. Wrzucały też małe dzieci zachęcane przez rodziców. Wrzucali ludzie ziejący alkoholem. Wrzucali też nastolatkowie. Wrzucali po prostu wszyscy. W zasadzie większość ludzi których spotkaliśmy, no chyba że już wcześniej wrzucili co było widać po serduszku dumnie noszonym na piersi 🙂

To co mnie urzekło to to że ci wszyscy ludzie uśmiechali się. Atmosfera była mega pozytywna. Prawie wszyscy mieli już wcześniej przygotowane pieniądze do wrzucenia. Ha, wielu z nich wręcz szukało nas. Wszechobecna życzliwość.

Myślę, że słuszne jest stwierdzenie że Orkiestra łączy ludzi. Bo tego właśnie dnia wszyscy byli nastawieni właśnie na to aby wesprzeć ten szczytny cel. Widząc ogrom negatywnych memów na facebooku było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i bardzo mnie cieszyło że jednak Śrem się jednoczy. Bez względu na wiek, płeć i status społeczny. Wszyscy byli przekonani o wadze tej zbiórki. Mimo tego że większość nawet nie zdaje sobie sprawy z tego ile sprzętu dostał już Śremski szpital. A może właśnie to że zdają sobie z tego sprawę odzew jest właśnie tak duży.

Ja z lekkim zawstydzeniem przyznaję się że dopiero w tym roku dowiedziałam się że jest tego na prawdę sporo. Dotychczas kojarzyłam tylko badania przesiewowe słuchu dla wszystkich noworodków 🙂 Kojarzyłam też inkubator w którym leżał mój synek 🙂 Ale jest tego o wiele więcej.

Większość śremskich szkół przyłączyła się też do akcji „Uczymy ratować”. Fundacja przekazała im fantomy i niezbędne materiały dydaktyczne, przeprowadziła szkolenia dla nauczycieli, aby nasze dzieci potrafiły udzielić pierwszej pomocy.

 

Jest jeszcze jedna rzecz która mnie przyciąga do orkiestry. Chodzi o bieg „Policz się z cukrzycą” 6 lat mobilizowałam się aby pobiec. Naszły mnie myśli żeby biec w tym roku, w ostatniej chwili w zasadzie chciałam się wycofać. Zmobilizował mnie mój sześcioletni syn. Uparł się, że on koniecznie chce pobiec. W tym miejscu pozdrawiam moich nauczycieli od WFu. Pierwszy raz w życiu udało mi się PRZEBIEC dystans 2 km. Byliśmy ostatni, ale udało nam się przebiec. Mój trzyletni syn większość trasy również przebiegł, natomiast ten sześcioletni po prostu dotrzymywał nam kroku szybkim marszem. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Jednak t kilka lat biegania za dziećmi przyniosło niezłe efekty. Pewnie mają na to wpływ też moje treningi. Ale ważne, że się UDAŁO. Jest to dla mnie o tyle ważne, że mam za sobą dwie ciąże cukrzycowe. Regularnie co jakiś czas badam sobie cukier ponieważ właśnie cukrzyca przyczyniła się do śmierci mojej babci, a ja przecież mam dla kogo żyć. To cukrzyca ciążowa zmieniła moje nawyki żywieniowe. To z tego powodu czekolada nie jest już głównym składnikiem mojej diety. Nie ograniczyłam słodyczy i tłuszczów całkowicie, jednak znacząco ograniczyłam. No i codzienna gimnastyka w formie zajmowania się dziećmi którym energii i kreatywności nie brakuje.

Bo życie mamy tylko jedno i przeżyjmy je tak byśmy umierali z uśmiechem na ustach nie żałując tego jak żyliśmy 🙂

Do końca świata i jeszcze dzień dłużej

Siema!

3 komentarze

  1. Wspaniale, kiedy ludzie włączają się w takie akcje, mam wrażenie, że dzięki temu pomagamy nie tylko innym, ale również nam samym. Popierałam z potrzeby serca, jeszcze zanim moje dzieci pojawiły się na świecie, a potem dobro wróciło, skorzystały z badań słuchu i sprzętu, w który został wyposażony nasz szpital. 🙂

Skomentuj Izabela Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.